Ostatnio jeden z czytelników zwrócił mi uwagę, że w przeglądzie warszawskich „jedynek” pominąłem kandydatkę Zjednoczonej Lewicy. Rzeczywiście pominąłem Barbarę Nowacką w  moim artykule, ale nie zrobiłem tego z błahych pobudek. Ta pani po prostu mnie przeraża! Zresztą nie wiem jak można się nie bać takiego złowrogiego spojrzenia:

635182486908815372

Zaprawde powiadam wam: wolałbym walczyć na  śmierć i  życie z Mikiem Tysonem, niż przeprowadzić rozmowę w cztery oczy z panią Barbarą. Bałbym się, że przewierci mnie swoim spojrzeniem, wyssie moją duszę, a na koniec zje moje niewinne serce. Apropos walki na śmierć i życie: na ringu bokserskim bałbym się bardziej chyba tylko Tigera Michalczewskiego, bo nie dosyć że by pobił, to by może coś gorszego zrobił. Wnioskuję tak biorąc pod uwagę jego nieskrywaną i nieskrępowaną sympatię do homoseksualizmu.

Zatem z tematu Barbary Nowackiej i homoseksualizmu przechodzimy do ogółu polskiej lewicy. W poprzednim odcinku zaniedbałem lewą stronę naszej rodzimej polityki, dlatego dziś skupimy się na tej wesołej, rozkrzyczanej gromadce. Przejrzymy najciekawsze osobistości i ocenimy, czy rzeczywiście są oni tak straszni jak ich prawica maluje. Czerwoną farbą naturalnie.

Leszek Miler

Czarodziej, a zarazem tytan polskiej lewicy. Trudno było mi zaczynać ten przegląd od innego człowieka. Złotousty, oczytany i zawsze kulturalny Leszek od lat steruje (jawnie lub niejawnie) Sojuszem Lewicy Demokratycznej. Jego notowania ostatnio spadły, głownie z powodu wyborczej klęski Magdaleny Ogórek. Miler podjął się ryzykownej gry, wystawiając do wyścigu o fotel prezydencki tą praktycznie nieznaną osóbkę. Rozmiar porażki był przytłaczający, szczególnie jeśli porównalibyśmy wynik Madzi z wynikiem Grzegorza Bernarda Napieralskiego w 2010 roku. Mimo wszystko Polacy powinni dziękować Leszkowi za wystawienie pani Ogórek do tych wyborów. Była ona bodaj jedynym kandydatem, którego plakaty nie budziły negatywnych emocji, a niektóre zawisły zapewne nad niejednym męskim łóżkiem. Śmieszny był też ból dupy feministek, którym z pysków zaczęła toczyć się piana, gdy młoda atrakcyjna kobieta pojawiła się w polityce. Jak ładna to musi być głupia? To dopiero szowinistyczne zachowanie drogie panie. Musimy je jednak troszeczkę zrozumieć, bo jeśli przyjrzymy się kobietom polskiej lewicy, rychło zauważymy dlaczego tak znielubiły Ogórka…

Joanna Senyszyn

Zdecydowana faworytka w rankingu na najbardziej irytujący głos polskiej polityki. Od jej pisku bardziej wkurzał mnie chyba tylko zachrypnięty ryk Bartoszewskiego. Senyszyn gada o dżender i edukacji seksualnej częściej niż Macierewicz o Smoleńsku i brzozie. Swego czasu wyprowadziła ona z równowagi Wojtka Cejrowskiego, który na jej wywody stwierdził, że „z głupkami się nie dyskutuje”. Jak na naszego słynnego katola-podróżnika to i tak łagodne określenie. Pani Joanna była też jedną z pierwszych działaczek lewicowych oburzonych startem Magdy Ogórek w wyborach. Faworytka Milera może i gadała bez większego sensu, ale dało się na nią patrzeć i słuchać bez poirytowania. Gdyby na jej miejscu była pani Joanna, musielibyśmy słuchać piszczenia o masturbacji uczniów podstawówek i zmianie płci. Jeżeli poruszyliśmy ten temat, trudno pominąć kolejną „grację”:

Anna Grodzka

Pierwsza transwestytka polskiego Sejmu, w niektórych kręgach znana bardziej jako Krzysztof Bęgowski. Weszła z hukiem na polską scenę polityczną i od razu zaczęła wywoływać skrajne emocje. Zmiana płci ma jednak swoje plusy, po pierwsze primo – więcej prezentów! Imieniny dwa razy w roku, dzień ojca, dzień matki, dzień dziadka i dzień babci. Po drugie primo – można bezkarnie włazić do damskiej toalety i robić koleżankom potajemnie zdjęcia. Zresztą kwestia organów płciowych Anki nie została definitywnie rozstrzygnięta, dlatego można pokusić się o coś więcej w tej toalecie. Po trzecie primo, ultimo – można stać się sławnym i wejść do parlamentu bez większych umiejętności. Najbardziej kąśliwie i bezlitośnie precedens ten skomentowała nasza ulubiona Myszka Mikke: „miejsce Grodzkiego jest w cyrku między kobietą z brodą a murzynem z takim 20 calowym…”. Biorąc pod uwagę fakt, że kobieta z brodą wygrała Eurowizję, a kilka tysięcy murzynów z 20 calowymi zmierza już do Polski z Bliskiego Wschodu, musimy się zastanowić czy Janusz nie jest prorokiem. Powinien wyruszyć do Syrii, zmienić nazwisko na „Jonasz Koran-Mekka” i propagować wolny rynek wśród dżihadystów. Wspomniany pan często debatował w różnych programach z trzecią i ostatnią w tym przeglądzie gracją polskiej lewicy, czyli:

 Kazimiera Szczuka

Najmocniejsze ogniwo polskiego feminizmu. Swego czasu udawała, że ma tytuł doktorat – zupełnie jak Kwachu, gdy udawał że ma maturę. Niestety sprawa się rypła, ale to nie zaszkodziło jej w kontynuowaniu kariery w środowiskach feministycznych, a później także w  Ruchu Palikota. Łatwo ją zdyskryminować: wystarczy puścić ją pierwszą w drzwiach, albo pocałować w dłoń. Kazia jest jednak osobą wyjątkową na moim blogu, ponieważ to od niej po raz pierwszy usłyszałem określenie „śmietnik polityczny”. Słowa te padły w programie Moniki Olejnik, gdzie pani Szczuka walczyła o głosy młodego elektoratu z Przemkiem Wiplerem. Feministka nazwała wypowiedzi Korwina-Mikke śmietnikiem politycznym, ale jego wierny uczeń i zarazem jedyny poseł partii KORWiN odparł, że śmietnikiem politycznym jest:

Janusz Palikot

Drugi po Korwinie prawdziwy „Janusz polityki”. Karierę zaczynał w Platformie, ale pożarł się z Donkiem, złożył mandat i założył własny ruch – Ruch Palikota, później przemianowany na Twój Ruch. Zwolennicy Palikota śmieli się z Korwina, że ma Alzheimera, bo co chwile zakłada nowe partie, a na koniec nazwał swoje ugrupowanie własnym nazwiskiem, by pamiętać że to jego, ale ten drugi Janusz też trochę poskakał po różnych partiach. Zresztą gdyby przyjrzeć się obu tym panom, można dostrzec wiele podobieństw, mimo pozornej gigantycznej różnicy światopoglądowej. Obaj słyną z kontrowersyjnych wypowiedzi, obaj przyciągają do siebie młody elektorat, obaj popierają legalizację trawy, w końcu obaj nienawidzą obecnej „bandy czworga” – PO, PiS, PLS, SLD. Może czas połączyć siły, zdobyć władzę i… rzucić się na siebie, gdy inni wrogowie zostaną wyeliminowani ze sceny politycznej. W ostatnich czasach nawet lewaki  masakrują lewaków, więc wszystko się może zdarzyć, jak to swego czasu śpiewała Anita Lipnicka.

d54a98e1d04d63037259ecbf0fd2d503,640,0,0,0

Armand Ryfiński

To właśnie ten pan zwany „lewakiem” zaczął masakrować lewaków w Sejmie i w Internetach. Ostatnio kłócił się z Kidawą-Błońską i został wykluczony z dalszych rozmów. Mało tego, dodał nawet post w grupie „Masakrujemy lewaków” na fejsie. Niedługo się okaże, że to on podpalił tęczę w 2013 roku i że to on potajemnie zawiesił krzyż w Parlamencie. Wcześniej Ryfiński zasłynął swoim super młodzieżowym, zajebiaszczym spotem do eurowyborów, kiedy to startował z połączonych list Ruchu Palikota i Europy+. Zresztą ogólnie cała kampania w wykonaniu tej pokracznej koalicji miała być nowoczesna i na luzie, ale wyszło sztucznie, a czasami żałośnie. Brakowało tylko Alka palącego trawę, Palikota przyjmującego komunię świętą i Szczuki całującej się z mężczyzną. Ewentualnie Grodzkiej całującej się z mężczyzną.

Piotr Szumlewicz

Lewicowy redaktorek, który teraz postanowił się na poważnie zabawić w politykę. Zabłysnął inteligencją, gdy stwierdził, że ubóstwo powino zostać zniesione ustawą. Szumi jest postacią często zapraszaną do rozmaitych programów publicystycznych, gdzie najczęściej ściera się ideowo z konserwatystami. Często zdarzają mu się słowotoki na wizji, a przerywanie wypowiedzi swych oponentów to jego sprawdzona taktyka na wygranie dyskusji. No dobra, czepiam się – jak mamy mieć wysoki poziom dyskusji w programach publicystycznych, skoro poziom prowadzących często jest gnojowy? Gozdi swego czasu nie ogarnęła, że Roman Dmowski nie żyje, albo po prostu nie znała typa. Ileż to razy prowadzący programy publicystyczne jawnie stają po jednej ze stron dyskusji olewając zupełnie bezstronność i obiektywność? Na tle tak prowadzonego  dziennikarstwa Szumi wcale się nie wyróżnia, a być może nawet kiedyś dochrapie się nagrody od Newsweeka.

CJ-GTASA

Krystian Legierski

Wbrew obiegowej opinii to nie Robert Biedroń był pierwszym jawnym gejem wybranym w wyborach powszechnych. Dzieła tego dokonał w 2010 roku właśnie Krystan Legierski. Pan ten jest także jawnym zwolennikiem adopcji dzieci przez pary homoseksualne, więc widzać że nie jest zbyt rozgarnięty. Pogląd ten nie jest zbyt popularny w naszym kraju, dlatego nie dziwie się, że kiedyś został pogoniony na Marszu Niepodległości. Co on w ogóle tam robił? Nie dało się z Bronkiem i jego przydupasami w marszu prezydenckim przejść? Patrząc na jego karnację, stosunek do chrześcijaństwa i w końcu brak elementarnego ogarnięcia sytuacji w Polsce, można spekulować, że Krystian oprócz imienia i nazwiska z naszym krajem ma niewiele wspólnego. Może uciekł z Bliskiego Wschodu zanim to było modne…

Na blogu zostało użyte prawo cytatu i prawo satyry 

3 uwagi do wpisu “Gwiazdy polskiej lewicy

Dodaj komentarz