Trzy słowa na niedzielę

Niedziela to nie tylko beztroski odpoczynek przy rosołku, schabowym i Familiadzie. Pierwszy dzień tygodnia to przede wszystkim czas refleksji, dlatego dziś poruszymy tematy nieco poważniejsze niż zwykle. Ażeby jednak zachować strukturę niedzielnego programu rozrywkowego, zacznę od tak zwanego suchego żartu prowadzącego:

Jak się nazywa pani premier po ostatnich wyczynach na plenerowej siłowni?

b77f99c344d80330b5a22d193460e4e0

<sztuczny śmiech z widowni>

Suchar był, zatem możemy przejść do tematu właściwego. Jaki jest najbardziej znany polski duchowny? Jan Paweł II? Ksiądz Popiełuszko? Kardynał Wyszyński? Ksiądz Dariusz Oko? Może kiedyś tak było, ale od wczoraj najbardziej rozpoznawalnym polskim księdzem jest niejaki Krzysztof Charamsa. Człowiek ten dwa dni temu dokonał tak zwanego „coming outu” – przyznał, że jest gejem i ma stałego partnera o imieniu Eduardo. Wyczyn ten pozbawi go nie tylko posadki w Watykanie, ale także sutanny. W końcu oczywistym jest, że osoba znajdująca się w związku nie może pełnić funkcji kapłańskiej. Sprawa eks-księdza szybko zdominowała wszystkie media i jak zwykle podzieliła opinię publiczną na dwa przeciwstawne obozy. Lewa strona jest pełna zachwytu i czeka na kolejne kapłańskie coming-outy, a Biedroń i Legierski zapewne otworzyli szampany. Druga strona sporu jest zrozumiale oburzona, a ksiądz Oko opisuje Krzysia jako „agresywnego homoseksualistę”. Jedno nie ulega wątpliwości: to nie była spontaniczna akcja księdza, którego męczy sumienie i nie chce dłużej kłamać. Po pierwsze primo: Charamsa ogłosił się gejem na dwa dni przed watykańskim synodem o rodzinie – przypadek? Po drugie primo: eks-ksiądz napisał już wcześniej książkę na temat swej orientacji i zamierza ją wydać. Występuje on także w filmie „Artykuł osiemnasty”, czyli dziele dokumentalnym traktującym o równości małżeńskiej. Oprócz eks-księdza w tym filmie wypowiedzą się takie autorytety moralne jak: Czesław Mozil, Eliza Michalik, czy Zbychu Lew-Starowicz. Jeśli miałbym tracić czas na film o dziwacznej tematyce to już wolałbym pójść na „Korwin The Movie”. Tak – powstaje film pełnometrażowy o Korwinusie (dziś prapremiera) i tak – tematyka równości małżeńskiej jest dla mnie dziwaczna. Może i jestem staroświeckim, zaściankowym ciemnogradzianinem, ale małżeństwo dla mnie to związek kobiety i mężczyzny. Rozumiem jednak, że mediach głównego ścieku idea małżeństw jednopłciowych, a w dalszej perspektywie adopcja dzieci przez takie pary, jest tematem pierwszorzędnym, dlatego nie dziwi mnie kształt i zawartość jutrzejszej okładki lisowego Newsweeka:

Media tego samego nurtu oburzyły się straszliwie na pierwsze weto prezydenta Dudy. Szkoda, że przy okazji mainstream praktycznie olał występki Bronka, który obrabował Belweder, albo przymykał oko na jego rabację wyrażając kultowe „oj tam oj tam”. Środowisko Komorowskiego obrażało się, gdy ktoś nazwał  go „strażnikiem żyrandola”, a przecież on nawet po przegranych wyborach nie może się rozstać z ulubioną ozdobą. Zapewne zawiesi go w sali wykładowej, bo jak się okazuje Bronek w tym roku będzie wykładał na prywatnej uczelni. Wbrew obiegowej opinii nie będzie on wykładał kafelków w kiblu, tylko przedmiot pod nazwą praktyki polityczne. Mam nadzieję, że przytomni studenci będą przychodzić na te zajęcia z kamerkami i dyktafonami, bo ilość wpadek, które Komor zaliczy będzie zapewne niepoliczalna. Może nawet żart z szogunem będzie.

Wróćmy jednak do obecnie nam panującego prezydenta i jego pierwszego weta. Duda nie zamierza podpisać ustawy o „uzgodnieniu płci”. Naturalnie wywołało to reakcję alergiczną i mocny ból w dolnych partiach tułowia polityków lewicy. Najgłośniej krzyczała najbardziej zainteresowana sprawami zmiany płci „posłanka” w Sejmie, czyli Ana Grodzka vel. Krzysztof Bęgowski. Nazwała ona prezydenta funkcjonariuszem PiS-u, ale to niezbyt oryginalny zarzut – w końcu codziennie ktoś nazywa Andrzejka „aparatczykiem”, czy „marionetką Jarosława”. Moją uwagę bardziej przykuła inna część wypowiedzi Grodzkiego: „jeśli PiS zdobędzie władzę, to czeka nas w Polsce długa czarna noc, której Polacy powinni się obawiać” – Winter is Coming! Jeżeli PiS posiadał w swym elektoracie fanów „Gry o tron” to w tym momencie ich stracił, w końcu oni wiedzą co dzieje się w długą noc. Weta prezydenta nie omieszkał skomentować także Janusz Palikot, ale tym razem był dość łagodny jak na swoje standardy, bo nazwał Dudę „pierwszym katolickim talibem RP”. Nie wiadomo jeszcze jakie będą  dalsze losy ustawy o „uzgodnieniu płci”, ale wygląda na to, że rząd będzie próbował odrzucić to weto. Aby tego dokonać potrzeba 2/3 głosów Sejmu, zatem czeka nas kolejna polityczna bitwa. Jej wynik poznamy razem w kolejnym odcinku.

Na blogu zostało użyte prawo satyry i prawo cytatu

PS. Zapraszam do lajkowania na fejsie: KLIK

Druga bitwa warszawska

Skończył się wrzesień, a wraz z nim skończył się zakaz sprzedaży drożdżówek w polskich szkołach. Kolejny bezapelacyjny sukces  Platformy – teraz politycy tej partii będą walczyć z uporem o przywrócenie kawy w szkołach. Czyli ostatecznie polskie dzieci w dojrzałym wieku będą jednak grubaskami. To nie jedyny koniec, dziś bowiem kończy się kurs Wyborczego Ekspresu, a stacją ostatecznego przeznaczenia jest Warszawa. Wracamy do naszej pięknej stolicy, by sprawdzić na kogo można głosować w okręgu Warszawa II. Klasycznie już zaczynamy od Zjednoczonej Prawicy, której listę  otwiera tu:

maxplaszczka_680x456

Mariusz Błaszczak

Złoty chłopiec PiS-u, ulubieniec Jarka Kaczyńskiego. Tak jak naziści próbowali kiedyś stworzyć nadczłowieka, tak prezes próbował stworzyć „nadpisowca”. Udało mu się to w stu procentach – „Błaszczak mówi jak prezes, myśli jak prezes, gniewa się jak prezes, ma takich samych wrogów jak prezes, ma identyczne opinie polityczne, jest tak samo jak prezes wrażliwy i jest wrażliwy dosłownie na to samo”. Te niezwykle celne słowa wypowiedziała Magda Środa i  sam sobie się dziwie, że cytuje tą kobietę, ale rację miała. Mariusz nigdy nie sprzeciwi się prezesowi, a ma to czego Kaczafiemu brakuje – jest elegancki, elokwentny, można go spokojnie wysyłać do programów publicystycznych i  być pewnym, że będzie wiedział ile kosztują ziemniaki w Polsce. Czasem wprawdzie puszczają mu nerwy, ale to tylko u Moniki Olejnik, gdy ta zarzuca prowokacje w stylu: „To nie jest radio Wolna Europa, niech pan nie zagłusza”. Stokrotka zapomniała, że nie powinna się publicznie przyznawać do swojej działalności za czasów komuny. U wielce szanownej pani redaktor niejednokrotnie gościł także kolejny kandydat Zjednoczonej Prawicy z okręgu Warszawa II, czyli:

mid_25828

Jacek Sasin

Flagowy przedstawiciel tak zwanej „wagi średniej” w Prawie i Sprawiedliwości. Jest on niejako zawieszony pomiędzy starą gwardią taką jak Macierewicz, czy Krysia Pawłowicz, a młodymi wilkami w stylu Błaszczaka czy Andrzeja Dudy. Posiada on cechę bardzo  unikalną w PiS-ie: ma pogodne usposobienie. Zwycięstwo Dudy  pokazuje, że ludzie wolą polityków uśmiechniętych, a nie wiecznie naburmuszonych jak Jarek, albo wiecznie  wściekłych jak Niesioł. I nie chodzi mi tu o głupkowany śmiech Bronka, który łazi po stołkach, a potem bredzi pierdoły na mieście. Sztab Platformy też walnął se w stopę wysyłając Komorowskiego wśród ludzi, przecież to z góry śmierdziało kompromitacją. Nie pomogła nawet suflerka za plecami, ani kartka z pytaniami podczas debaty. Nie jestem specjalistą od marketingu politycznego, ale kreowanie na „Ojca Narodu” gościa, który pewno by się w toi-toiu zgubił jest raczej słabą taktyką. Dajmy jednak spokój byłemu prezydentowi, on naprawdę musiał to bardzo przeżyć – obczajcie jak bardzo osiwiał od czasów przegranej. Przejdźmy teraz do macierzy Bronka i zobaczmy kto otwiera listę PO w okręgu Warszawa II:

Małgorzata Kidawa-Błońska

Największa dama polskiego Sejmu, z którą mogłaby rywalizować jedynie Jolanta Kwaśniewska za dawnych lat. Czasem mi się wydaje, że Kidawa ma sztuczne zęby i sztuczny wypadający odbyt. Ewentualnie ma kij w tyłku, bo ciągle się wywyższa i uważa się chyba za nową Margaret Thatcher. Bzdura – dobrze wiemy, że nową „żelazną damą” jest Miriam Shaded, czyli najnowsza Karyna w haremie Korwin-Mikkego. Rozumiem jednak dlaczego Kidawa udaje wielką damę –  to po prostu kreacja polityczna, a to powszechne zjawisko. W końcu skąd mamy wiedzieć, czy na polu prywatnym ta pani nie okazałaby się równą laską? Albo skąd mamy wiedzieć, czy Niesiołowski na codzień przyjaznym starszym panem rozdającym cukierki dzieciom. Chociaż szczerze mówiąc, gdybym zobaczył Stefana  na placu zabaw, rozdającego „cukierki”, zapewne dzwoniłbym na policję. Przejdźmy do osiągnięć Małgosi: jest Marszałkiem Sejmu, była rzecznikiem rządu, ale nade wszystko zdobyła pierwsze miejsce w konkursie na cytat roku 2014 tym tekstem: „To są na pewno jakieś kwoty, które wynikają z różnych takich działań”. Gratulacje pani Marszałek – medal Joasi Muchy już do pani wędruje. Nie chcę jednak wyjść na stronniczego buraka, więc muszę napisać, że Platforma ma wielu polityków znacznie gorszych od Kidawy, spójrzmy na przykład na tego gagatka:

07_wyd1_tytus_atomek_okulary

Michał Kamiński

Spin doktor Platformy nie zdołał doprowadzić Komorowskiego do zwycięstwa w wyborach, ale nadal ma całkiem silną pozycję w partii. Dawniej działał w PiS-ie i rzucał jadowite teksty w stronę części elektoratu Aleksandra Kwaśniewskiego: „Pedalskie stowarzyszenia udzieliły jednoznacznego poparcia”. Niegdyś bronił radia Maryja, dziś walczy z Rydzykiem. Kiedyś miał włosy, teraz stał się sobotwórem Atomka. Jedyna zmiana na plus to nagłe pojawienie się u Misia zdolności wokalnych. Jeżeli ktoś lubi czasem pokatować się gównianymi piosenkami to jedną w wykonaniu Kamińskiego znajdzie tu: KLIK. Kiedy jednak przestaniemy żartować, musimy odnotować, że Kamiński to całkiem bystry gość, który potrafi się utrzymać w każdym środowisku. Na początek platformiarskiej kariery dostał on błogosławieństwo od samego Donalda: „spokojnie chłopie, tutaj każdy skądś przyszedł”. W tłumaczeniu na polski brzmi to mniej więcej tak – „przyjmiemy do partii każdego, kto jest nam w stanie pomóc w walce z PiS-em. Zatem reasumując zdolności Miśka można stwierdzić, że jest on Lordem Varysem polskiej polityki. Nawet zawartość spodni pewnie też się zgadza…

2950ac4ac16c4597e6d3dd505c1e3472

Janusz Piechociński

Fred Flinston polskiej polityki. Podobno jest dobrym ekonomistą, ale pieniądze w jego partii widać chyba tylko w willi Jana Burego. Piechociński jest politycznym ojcem Adama Jarubasa, który po wyborach jakby wyparował. A szkoda, bo wszystkim nam brakuje jego śpiewu. Teraz musimy słuchać barytonu Miśka Kamińskiego. Janusz mimo tego, że wystawia kijowych kandydatów na prezydenta, posiada pewne umiejętności. Przechytrzył on swego czasu samego Waldemara Pawlaka, który o Piechocińskim mówił tak: „Nie ma szans, by Janusz Piechociński zastąpił mnie na czele PSL, bo do tej pory zasłynął tylko wkurzaniem własnego środowiska. Piechociński ostatnio nie miał żadnych osiągnięć. Jakby się wziął za jakiś konkretny projekt i doprowadził go do końca, to może miałby szanse. Na razie tylko marudzi. Zachowuje się jak Smurf Maruda”. Jak się okazuje Smurf Maruda został Papą Smerfem i teraz to on przoduje w Polskim Stronnictwie Ludowym. Chociaż istnieje szansa, by PSL nie wszedł do Sejmu, a to oznaczałoby tragedię Zjednoczonej Prawicy i wizję koalicji z Korwinem albo Kukizem. Ewentualnie wchodzi w grę sojusz ze Zjednoczoną Lewicą, której listę wyborczą w Warszawie II otwiera:

Wanda Nowicka

W poprzednich odcinkach często pojawiała się Kazia Szczuka, dziś wspomniałem także o Magdzie Środzie, dlatego wypada zamknął wielką trójkę bojowniczek o prawa kobiet. Przed wami Wanda Nowicka, obecna pani wicemarszałek. Wanda powinna być całkiem usatysfakcjonowana: kobiety zajmują teraz najbardziej  prominentne stanowiska w Sejmie: premiera, marszałka i wicemarszałka. Co więcej nieważne kto wygra wybory, bo premierem i tak będzie kobieta – nawet w przypadku zwycięstwa Zjednoczonej Lewicy, która na premiera także wystawia kobietę – Barbarę Nowacką. Widocznie to nowy trend w polskiej polityce – wystawić kobietę na pierwszą linię frontu, a samemu pociągać za sznurki. Prawda Jarku, Leszku i Donaldzie? Szkoda, że wyborów prezydenckich nie wygrała Madzia Ogórek, bo kobiety przejęłyby pełnię władzę w państwie, a stąd już całkiem blisko do scenariusza znanego nam z „Seksmisji”…

Na blogu zostało użyte prawo satyry i prawo cytatu

PS. Zapraszam do lajkowania na fejsie: KLIK

Wyborczy ekspres: Kraków

Po krótkiej przerwie wracamy do przeglądu naszego wesołego, przaśnego świata polityki.  Dzisiaj wyruszamy do miasta, w którym urodził się miłościwie nam panujący prezydent. Andrzej najwyraźniej ostatnimi czasy nie ma co robić po nocach, skoro został przyłapany na wizycie u prezesa Jarosława wieczorową porą. Zapewne planowali przyszły rozbiór Polski między trzech okupantów: PiS, Solidarną Polskę i Polskę Razem. Ewentualnie kombinowali jak by tu dać Zjednoczonej Prawicy pierwsze miejsce na kartach do głosowania w przyszłych wyborach. Tak czy siak w mediach jak zwykle zawrzało i wszyscy zaczęli snuć teorie spiskowe pod hasłem: „co oni tam razem robili w nocy”. Nawet pani premier podzieliła się swoimi spostrzeżeniami twierdząc, że mamy takiego prezydenta na pilota. Ma pani rację pani Ewo, przecież dla odmiany Bronisław Komorowski był przykładem polityka niezależnego i zupełnie niesterowalnego przez partię. Dziwne jest tylko to, że osoba udzielająca się w akcji „Hejt Stop” i której partia chełpi się tym, że „Gra fair” atakuje właściwie cały czas najważniejszą osobę w państwie. Czekam teraz na falę hejtu na Andrzeja, za to że na szczycie ONZ wznosił toast z Putinem. Chociaż w sumie Plaftormerswom to nie w smak, bo przecież wygodniej straszyć wojną z Rosją, którą PiS rozpęta jeśli wygra wybory. Wracając do Dudy za stołem razem z Putinem i Obamą – dobrze że nie spełniali toastu napojem „Zbyszko”, bo pewna chytra baba z TVN-u mogłaby im przeszkodzić w rozmowach:

044cbc071d3b5b6ed91f80776624140a

Przemek Wipler po raz kolejny popadł w tarapaty podczaj wywiadu u Moniki Olejnik. Oni chyba się bardzo lubią – niegdyś poseł pokazywał pani redaktor czerwoną kartkę, a teraz pokazał jej zdjęcia terrorystów, czego stokrotka nie mogła znieść na wizji. Szacunek dla niej, że w końcu przestała nawet udawać jakąkolwiek bezstronność: zdjęcie martwego dziecka, które bezmyślny ojciec zabrał na ledwo pływającą barkę – OK, zdjęcie terrorystów ucinających głowy, albo młodych imigrantów rzucających kamieniami w policję – NIE BĘDZIE PAN MI TU STRASZYŁ LUDZI. Jeżeli jednak tak jak ja macie już dosyć tej medialnej papki, to zapraszam do Krakowa: zobaczymy na kogo można oddać swój cenny głos w tym pięknym mieście.

Zjednoczona Prawica rozegrała tu sytuację podobnie jak w Kielcach – pierwsze miejsce otrzymała Małgorzata Wasserman, a Jarosław Gowin, lider Polski Razem został zrzucony na ostatnie miejsce. Wygląda na to że prezes Kaczyński naprawdę lubi podkreślać swoje władztwo w koalicji, skoro szefów koalicyjnych partii uwala na końcach tabel. Dodatkowym dowodem na wszechwładzę Prawa i Sprawiedliwości w przyszłym, teoretycznie koalicyjnym rządzie: jest projekt nowej rady ministrów opublikowany na łamach tygodnika „wSieci”. Wspomniana Małgorzata Wasserman ma zostać ministrem sprawiedliwości, natomiast ani Gowin, ani Ziobro nie zostali wymienieni jako kandydaci na któreś z ministerstw. Jasnym jest, że pozycja PiS-u w tej koalicji będzie niezachwiana, tym bardziej że Macierewicz już na stałe wyszedł z szafy i nawet ostrzy kły na stanowisko Ministra Obrony. Siemoniak wyzwał Antka na debatę o sprawach polskiego bezpieczeństwa, ale „Brzoza” zajechał cytatem z Lindy i stwierdził, że nie chce mu się z nim gadać. Przyjrzyjmy się jednak przez chwilkę postaci Jarka Gowina, ewidentnie najbardziej znanemu politykowi z list ZP w Krakowie. Dawniej był on w Platformie, piastował nawet urząd ministra sprawiedliwości, ale kiedy w jednej partii zasiadają postaci tak przeciwstawne jak Gowin i Palikot to już wiadomo, że nic z tego nie wyjdzie. Obaj panowie w niedalekiej przyszłości założyli swoje partie i w samodzielnej działalności lepiej radził sobie Palikot, w końcu potrafił wyciągnąć 10 w wyborach 2011 r. Obecnie znaczną część tego młodego elektoratu przejął drugi Janusz polityki, o którym to Gowin wypowiedział niegdyś święte słowa: „Królestwo Korwina nie jest z tego świata”. Skoro poruszyliśmy temat Korwina, warto przyjrzeć się „jedynce” jego partii na liście w Krakowie. Jest nim Konrad Berkowicz, jeden z aktywniejszych działaczy, który zapewne rywalizuje z Wiplerem o tytuł ulubieńca prezesa Janusza. Wystarczy tylko spojrzeć – ci panowie prawie się nie rozstają, rzadko trafia się taka prawdziwa przyjaźń:

cc930c43450f42e49d3148c4eb72bd54Konrad jest nie tylko cieniem i powiernikiem sekretów Janusza, ostatnio okazało się, że towarzyszy prezesowi w polowaniach. Oto materiał z takiego wypadu do lasu: KLIK. Berkowicz to młody kandydat i ma niełatwe zadanie, bo staje w szranki nie tylko ze starym wyjadaczem Gowinem, ale także z Kazimierą Szczuką. Miłośnicy Pudelka i fanatycy katoliccy znają ją zapewne głównie z żartu o pedofilu i dzieciątku Jezus, który opowiedziała w jakimś dennym programie. Dowcip ten naturalnie zagotował gorące głowy obrońców krzyża, ale przy okazji zapewnił Kazi popularność w środowiskach skrajnie lewicowych. Stary mędrzec, pan Stefan Niesiołowski, w ten sposób opisał towarzystwo pośród którego Szczuka się obraca:

„Nie chciałbym manifestować w towarzystwie pana Biedronia czy pani Senyszyn z pejczem, która obraża Ojca Świętego. Nie chciałbym iść w towarzystwie pani Środy czy pani Szczuki, które notorycznie nienawidzą Kościół i zasady moralne, w których się wychowałem i które są podstawą kultury i cywilizacji w znanym nam kształcie.”

Pani Kazimiera z pewnością nie przejęła się tymi słowami i dalej toczyła walkę z wartościami pana Stefana, a jak wszyscy wiemy w polskiej polityce nie ma człowieka bardziej kierującego się ideałami chrześcijańskimi. Wybaczenie, szacunek dla bliźniego, miłosierdzie – Niesiołowski prezentuje te wartości praktycznie przy każdej wypowiedzi. Ciekawe jak Stefek zapatruje się na feminizm – pewnie oficjalnie nie ma nic przeciwko, ale w głębi duszy, gdzieś tam w najciemniejszych odmętach jego świadomości tli się płomień nienawiści do tych zboczonych bab. Ja też czasem się zastanawiam – dlaczego środowiska związane z feminizmem postulują za przyjmowaniem islamskich imigrantów? Przecież trudno wyobrazić sobie system bardziej dyskryminujący kobiety od systemu muzułmańskiemu. Chyba że nasze drogie panie spodziewają się uchodźców o takiej urodzie:

saudi-omar-borkan-al-gala

Niestety moje miłe panie, biorąc pod uwagę ostatnie wydarzenia na Węgrzech, zdecydowana większość z imigrantów będzie wyglądać raczej tak:

Wiem, że to stereotypowe myślenie, ale nie wzięło się znikąd. Poza tym nikt chyba nie stygmatyzuje mężczyzn bardziej niż feministki. A kto posługuje się stereotypem „ksiądz-pedofil”? Na szczęście większość feministek to po prostu smutne zawiedzione dziewczyny, które po prostu chciałyby mieć chłopaka, ale na siłownie to się iść nie chce, a słodyczy w nocy odmówić sobie nie potrafią. Kazimiera Szczuka to jednak inny gatunek feministki – kobieta wojująca, niczym Katarzyna Bratkowska, która dokonała aborcji we Wigilię. Pani Kazia z wyborów na wybory skacze po różnych miastach jak żabka po głowach frajerów, dlatego uważam, że jej szanse na dostanie się do Sejmu z krakowskich list są bardzo niepewne.

Na blogu zostało użyte prawo satyry i prawo cytatu

PS. Zapraszam do lajkowania na fejsie: KLIK

Wyborczy ekspres: Lublin

Dziś nasz ekspres wyrusza do Lublina – miasta, które dało nam tak wspaniałych artystów jak Beata Kozidrak, Urszula, czy zespół Budka Suflera. Tu też powstał i karierę rozpoczął Kabaret Ani Mru Mru. Niezły kabaret rozegrał się wczoraj w Brukseli, gdzie przedstawiciele obecnego rządu wyrazili w naszym imieniu zgodę na przyjęcie obowiązkowych ilości imigrantów. Celowo nie używam określenia „Rząd Rzeczpospolitej Polskiej”, bo nie uważam, by ta decyzja była w interesie naszego państwa. Po raz kolejny płaszczymy się przed Niemcami, zamiast okazać solidarność z krajami Grupy Wyszechradzkiej. Jeżeli czytają to Węgrzy, Słowacy, lub Czesi to przepraszam za naszą obecną władzę. Nawet Rumuni mają większe jaja od nas. Jeżeli naszym szanownym rządzącym tak bardzo zależy na solidarności z zachodem, to mogli się chociaż wstrzymać jak Finlandia. Na szczęście dla nich Lewandowski strzelił wczoraj pięć bramek w dziewięć minut, więc media mają idealny temat zastępczy. Nie to żebym był złośliwy – gratuluję Lewemu, tak jak gratuluje polskim siatkarzom dziesięciu zwycięstw pod rząd. Teraz wszystko zależy od Argentyńczyków, a wpadki zdarzają się każdemu…

Jeżeli poruszyliśmy temat wpadek czas zająć się politykami kandydującymi do Sejmu z Lublina. Słowo „wpadka” jest kluczem do lubelskiej jedynki Platformy Obywatelskiej, czyli Joanny Muchy. Gdy pani doktor została ministrem sportu, od razu zaczęła błyszczeć i to nie tylko urodą. Zaczęła od prośby, by zwracać się do niej „pani ministro”, co naturalnie zostało wyśmiane, nawet przez Donalda. Od takich tekstów blisko było do określeń „posła”, „prezydenta”, czy „marszałka”. Dalsza działalność polityczna Muchy jest prawdziwą kopalnią beki, ale nie zamierzam się nad nią pastwić i skupie się na największych perełkach, zapraszając na krótki przegląd pod tytułem:

353e6ac7-a8f3-4940-b265-8179c93893e0

Miejsce III  Kto wybrał drużyny do meczu o Superpuchar Polski?

Nie czepiałbym się tych słów, gdyby Joasia nie była wtedy ministrem sportu. W tym  temacie trudno pominąć słynną wkrętę Konrada Piaseckiego, który podpuścił Muchę pytając o trzecią ligę polskiego hokeja. Okazało się, że ministerstwo sportu analizuje problemy tej ligi, ale nie są one na razie priorytetem. Powaga z jaką pani ministra opowiadała o nieistniejącej lidze jest godna uznania. Cenna była też jej mina, gdy dziennikarz uświadomił jej, że w Polsce nie ma trzeciej ligi hokeja.

Miejsce II Starsi ludzie są przyzwyczajeni do traktowania wizyt u lekarza co dwa tygodnie jako rozrywki

No tak, nie ma większej rozrywki od stania w kolejkach, przepychania się i pilnowania kolejności, bo praktycznie każda osoba tylko czyha na pomyłkę i stara się wepchnąć przed ciebie. Naturalnie rozumiem o co chodziło pani ministrze i nie przeczę, że w tym kraju jest pewna grupa starszych ludzi, która łazi do lekarza z byle bólem głowy, a potem godzinami przesiaduje w gabinecie. Mimo wszystko nieporadność tej wypowiedzi jest tak naturalna i rozbrajająca,  że musiałem ją tu umieścić.

Miejsce I Projekt, który my zaproponowaliśmy(…)  będzie dramatycznie prosty dla użytkownika, (…)  Natomiast jest on dość skomplikowany, by go wyjaśnić o co chodzi

W skrócie: dramatycznie prosty projekt jest zbyt skomplikowany, by go zrozumieć. Przypominam, że pani Mucha jest obecnie rzecznikiem sztabu Platformy. Może od razu trzeba było Bronka wystawić, co? Skoro nie wstydzicie się głupich wypowiedzi to trzeba było iść na całość. Zresztą były prezydent chyba się otrząsnął po porażce wyborczej i wrócił do mediów. Najwyraźniej Ewa Kopacz sięga po wszelkie środki, by dogonić PiS w nadchodzących wyborach. Bronisław swym pojawieniem się w mediach, zdementował pogłoski jakoby miał popaść w depresję powyborczą i wypłakiwać nocami oczy do poduszki. Być może ukojeniem dla BULU jego duszy było polowanie z przyjacielem, który niegdyś rzucał takimi tekstami: „Bronisław Komorowski pójdzie na polowanie na wilki, zastrzelimy Jarosława Kaczyńskiego, wypatroszymy i skórę wystawimy na sprzedaż”.

Któż mógłby być tak kontrowersyjny? Naturalnie Janusz Palikot, który zajmuje pierwsze miejsce na liście Zjednoczonej Lewicy w Lublinie. Opisywałem tego pana kilka odcinków wstecz, ale jest on postacią tak barwną, że mogę poświęcić mu jeszcze nieco czasu. Akurat dzisiaj przekazał on swój mandat poselski Andrzejowi Dołeckiemu, liderowi Wolnych Konopii. Nadal dziwie się jak polska lewica potrafiła pogodzić w swych szeregach Palikota i Milera, pamiętamy przecież jak niedawno wyglądały ich relacje:

Jakoś jednak się  dogadali, a Palikot przestał rzucać siarczyste teksty jak za dawnych lat. Kiedyś powiedział, że „Gowin zachowuje się jak katolicka ciota”, a „PSL jest rodzajem grzyba, który pasożytuje na polskim życiu politycznym”. Naturalnie nie sugeruję, że inym politykom takie zachowania są obce. Szczególnie cięty na Palikota był poseł PiS-u, Joachim Brudziński. Twierdził on, że Janusz jest lubelskim błaznem, który powinien zostać wybatożony. Radzę panu Brudzińskiemu przenieść się do partii KORWiN – oni są za przywróceniem kary chłosty w naszym kraju. Innym razem Joachim stwierdził, że: „Palikot to megaburak. I nawet fakt, że zachwyca się nim Kora Jackowska, jej mąż i ich piesek, mojej opinii o nim nie zmienia”. Korę i Janusza łączy jedno: umiłowanie do marihuany. Palikotowi zdarzało się popalać publicznie, a artystka zamawiała trawkę dla swojego psa. Ciekawe jak stary beton partyjny z Leszkiem na czele będzie reagował na próby legalizowania trawy przez Zjednoczoną Lewicę? Wygląda na to, że obóz polskiej lewicy reprezentuje obecnie podobny stopień jednolitości poglądowej jak ruch Kukiz ’15. Nie ma co się dziwić – skoro z partii Korwina startuje Miriam Shaded, która chce tu sprowadzać imigrantów, to nic mnie nie już nie zaskoczy. A propos partii KORWiN – Wipler próbował przekonać Mariana Kowalskiego do startu z ich partyjnej „jedynki” w Lublinie, ale łysy nie dał się przekonać. W ten sposób koleś, który niedawno  kandydował na prezydenta praktycznie wypada z polityki, a  szkoda: liczyłem na jakieś porządne mordobicie w naszym Sejmie.

Pierwsze miejsce na liście Zjednoczonej Prawicy otrzymała Elżbieta Kruk. Nie przebije Joanny Muchy urodą ani popularnością, ale przynajmniej jest z Lublina. Bardziej znaną polstacią związaną z PiS-em jest Krzysztof Cugowski, który startuje do Senatu jako kandydat bezpartyjny. Skoro w Sejmie śpiewać będą Kukiz i Liroy, a być może nawet wokalista Bayer Full – Sławomir Świeżyński, który kandyduje z PSL-u, to i Senacie przyda się jakiś piosenkarz. Tym bardziej, że zamiast pracować, wszyscy posłowie balują w Sejmie, który przypomina nową wieże Babel. Wokalista Budki Suflera zakrzyknie w Senacie: „Ratujmy co się da, bo Martwe Morze stoi wokół nas i nadziei brak na wiatr”. W tej misji przyda mu się koalicjant, bo jak wiadomo do tanga trzeba dwojga, a może nawet i trojga jeżeli Zjednoczona Prawica uzyska słaby wynik, a do Sejmu wejdzie jakieś 6-7  partii, co w obecnej sytuacji jest całkiem możliwe. Miejmy nadzieję, że w chwili desperacji Kaczyński nie dogada się z Milerem, bo koalicja prawica-lewica oznaczałaby totalną katastrofę…

Na blogu zostało użyte prawo satyry i prawo cytatu

PS. Zapraszam do lajkowania na fejsie: KLIK

Wyborczy ekspres: Kielce

Dzisiejszy odcinek zacznę od łamiącej wiadomości: Marian Kowalski odszedł z Ruchu Narodowego! To tak jakby Grzegorz Braun odszedł z Kościoła Katolickiego. Nasz polski Duce nie mógł znieść tego, że jego ukochany ruch wyruszył do wyborów pod sztandarami Kukiza. Czarę gorzyczy przelało zachowanie niektórych działaczy, którzy „nie chcą okazać szacunku starszym wiekiem i doświadczeniem”. Być może chodziło mu o tą sytuację:

Zostawmy jednak Mariana i udajmy się do Kielc, gdzie niedługo rozegra się jedno z największych starć wyborczych. Do walki w okręgu  świętokrzyskim staną dwie wielkie osobistości największych partii w Polsce: Grzegorz Schetyna i Zbigniew Ziobro. Z list Kukiza startuje Piotr Marzec, szczerzej znany jako Liroy albo Leroj, zatem na ulicach Kielc zapowiada się większa rzeź niż w 1946 roku. Być może wśród moich czytelników znajdą się tacy, którzy ostatnie lata spędzili na księżycu i nazwiska Schetyna lub Ziobro nic im nie mówią. Specjalnie dla nich przygotowałem mały przegląd kandydatów z okręgu świętokrzyskiego. Pierwsze zaskoczenie następuje, gdy spojrzymy na listę wyborczą Zjednoczonej Prawicy. Na miejscu pierwszym znajduje się jeden z „Aniołków Kaczyńskiego”, czyli Anna Krupka. Postać mało znana, dlatego zamieszczam rycinę poglądową:

Zbyszek znalazł miejsce na samym dnie listy wyborczej, ale według badań wyborca zwraca uwagę zazwyczaj na pierwsze i ostatnie miejsce, dlatego Ziobro i tak ma farta, że prezes nie wcisął go w sam środek tabeli. Pierwsze pytanie nasuwa się samo: dlaczego Jarek na pierwszym miejscu wystawił młodą, mało znaną postać, a starego wyjadacza umiejscowił na szarym końcu? Ostatnie wybory prezydenckie i przypadek pani Ogórek pokazały jak kończą się zagrania „na łądną buzię”. Być może Jarosław tym zagraniem stara się mścić na Zbyszku, albo osłabić jego pozycję – w końcu jest on prezesem Solidarnej Polski, a PiS aspiruje  do przejęcia władzy absolutnej w obozie Zjednoczonej Prawicy. Odpuśćmy sobie jednak spekulacje i rzetelnie przeanalizujmy kim tak naprawdę jest pan Ziobro. Dawny kolega partyjny, Adam „Madrytczyk” Hofaman, opisał Zbynia tak: „miał być delfinem, chciał być rekinem, a został leszczem”. Sam Zbigniew kiedyś także popisał się ciekawym cytatem: „ludzi dzielimy na bogatych, i na tych którym na codzień nie staje”. Józef Zych z pewnością nie zalicza się do tej drugiej grupy:

Patrząc na żonę pana Ziobry można śmiało stwierdzić, że on też nie ma większego problemu ze „stawaniem”:

Gorzej niż w życiu prywatnym Ziobro radzi sobie w polityce. Zbychu i Jarek  otarli się swego czasu o Trybunał Stanu przez sprawę śmierci Barbary Blidy. W 2011 roku Palikot wypowiedział na ich temat ostre słowa: „Mam nadzieję, że już żaden człowiek nie zostanie zabity przez Kaczyńskiego i Ziobrę. Ja bardzo współczuję mamie i nowej żonie Ziobry. Bardzo współczuję dziecku Ziobry. Jak można żyć, całe życie z piętnem ojca, który ma ręce umaczane w krwi”. Mocna słowa jak na gościa, który po dojściu do władzy miałby na rękach krew dzieci zabitych podczas legalniej i zapewne finansowanej z budżetu państwa aborcji. Wracamy do Zbigniewa – w polityce najlepiej wychodzi mu krytykowanie Platfusów, ostatnio na przykład stwierdził, że obecna władza to rząd kelnerów Merkel i Schultza. Akurat kelner to chyba najbardziej znienawidzony zawód w kręgach PO, więc lepsze byłoby określenie: „rząd włazidupów Merkel i Schultza”. Ziobro oczerniał także Grześka Schetynę twierdząc, że jest on ciemną postacią rządu, odpowiadającą za sprawy związane z nadużywaniem władzy i służb przeciw opozycji. Przyjrzyjmy się zatem temu panu, gdyż to właśnie on otwiera listę Platformy w okręgu świętokrzyskim.

Grzegorz Schetyna zwany niegdyś „Śląskim baronem PO” teraz startuje w obcym dla siebie okręgu. Ewa Kopacz olała jego apele o wystawienie go w jego mateczniku, czym zapewne chciała mu pokazać, że to ona rozdaje  karty w partii. Takie postępowanie pani premier jest uzasadnione, gdyż Schetyna niegdyś był bodaj jedyną postacią, która byłą w stanie rywalizować z Tuskiem o przewodnictwo w partii. Ich przyjaźń nie przetrwała tej próby, przestali nawet grać razem w piłkę, a to w platformerskich kręgach była już naprawdę poważna sprawa. Grzesiek do tej pory przyjaźni się z innym polskim „politykiem”, czyli Pawłem Kukizem. Jeżeli Kukiz przyczynił się do odejścia Mariana Kowalskiego z Ruchu Narodowego, to może sprawi też, że Schetyna opuści PO i przejdzie do PiS-u. Dawniej pojawiały się spekulacje na temat takowego transferu politycznego, ale obecne wypowiedzi Grzegorza na temat opozycji raczej nie zapowiadają takiego obrotu zdarzeń. W obliczu kryzysu imigracyjnego, obecny Minister Spraw Zagranicznych stwierdził, iż „PiS maluje obraz Polski ksenofobicznej, odwróconej od Europy”. Z drugiej strony pogodził się on już chyba z przyszłą porażką wyborczo, bo już teraz zwraca się do pani Szydło per „pani premier”. Ewcia może się nieco zeźlić, ale Grzechu w tym momencie zachowuje się jak Max Kolonko: mówi jak jest (a raczej jak będzie po 25 października). Schetyna jako szef polskiej dyplomacji jakoś sobie radzi, ale podpadł mi raz, gdy twierdził, że nie należy zwracać uwagi na ustawy Parlamentu Ukraińskiego, gloryfikujące Banderę i spółkę. Gdyby Niemcy uznali Hitlera za bohatera narodowego, też mielibyśmy udawać, że nic się nie stało? Na szczęście rośnie nam nowy „polityk”, który raczej by się nie bał ochrzanić Ukraińców i pokazać im ten gest:

Przed państwem Piotr Marzec, jedynka na świętokrzyskiej liście ruchu Kukiz ’15. Dawniej rapował, że „władza tego kraju przypopmina zoo”, teraz sam się do tego zoo pcha. To nie pierwszy Liroya kontakt z polityką: w zeszłym roku popierał Wolne Konopie, które były ściśle związane z Januszem Palikotem. Pojawiły się nawet spekulacje wedle, których raper miał kandydować na prezydenta Kielc. Niestety do tego nie doszło, ale teraz Liroy może pokazać na co go stać. Na razie pewnie stać go na jakieś dwa gramy trawki dzienie, ale jak zasiądzie w Sejmie to będzie mógł sobie pozwolić na trzy, a może i cztery. Piotrek nie wie ilu mamy posłów i kto jest obecnie marszałkiem, ale wie że chce naprawić Polskę. Zupełnie jak Kukiz unika jakichkolwiek konkretów, co w sumie sprowadza nas do konkluzji: „ludziska wybierzta mnie, jakoś to będzie”. Jeżeli jednak jego ruch uzbiera wystarczająco poparcia, a Liroy zasiądzie w Sejmie to z pewnością wzrośnie oglądalność posiedzeń. Sam nie mogę się doczekać dissa na Jarka albo Niesioła. Gorzej jeśli ludziom się spodoba i w następnych wyborach wystartują Peja, Tede i Nagły Atak Spawacza. Stąd już niedaleko do Borixona i Rozbójnika Alibaby, a oni niewątpliwie wprowadziliby do Sejmu Popka i zrobili z Polski drugą Albanię…

Na blogu zostało użyte prawo satyry i prawo cytatu

PS. Jeśli się podobało i chcesz więcej to proszę o lajka na fejsie

Imigrancka szopka

Kiedy zakładałem tego bloga powiedziałem sobie: „nie ma bata  żebym  napisał artykuł o imigrantach”. Po pierwsze – nie ma za bardzo z czego się śmiać, bo sytacja jest bardziej tragiczna niż śmieszna. Po drugie – tą sprawę każdy powinien samodzielnie rozważyć w swoim umyśle i sercu. Po trzecie w końcu – nawet jak tu przyjadą i zobaczą jakie tu mamy zasiłki czy zarobki to spakują manatki i będą szturmować Berlin jak Ruscy w ’45. Teraz jednak sytuacja robi się groteskowa: Niemcy odmówili Węgrom sprzedaży drutu kolczastego. Nie chce być złośliwy, ale Niemcy to akurat zużyli swego czasu najwięcej drutu kolczastego w Europie, a także nabudowali najwięcej murów i obozów. Serbia natomiast wkurzyła  się na Węgrów za to, że psikali gazem łzawiącym na ich terytorium i lali wodę z armatek przez granicę. Miejmy nadzieję, że Serbowie w akcie zemsty nie będą przerzucać śmieci, albo zbuczałych jajek na terytorium Węgier. Viktor Orban okazał jednak miłosierdzie i zapewnił dla imigrantów tysiące miejsc, ale… w więzieniach.

Nasza rodzima scena polityczna na kryzys imigracyjny zareagowała typowo: podzieliła się na dwa obozy i zaczęła obrzucać się błotem. 16 września płomienne wystąpienie w Sejmie wygłosił między innymi Jarek Kaczyński, strasząc nas szariatem i narzekając, że w Szwecji dziewczynki nie mogą nosić w szkole krótkich sukienek. Oj to stary zboczuszek, kotek już nie wystarczy najwyraźniej. Prezes nie przemyślał sprawy – może gdyby był milszy dla imigrantów to by mu kozy użyczyli. Inny prezes: Janusz Korwin-Mikke dowalił mocniej do pieca i to w Parlamencie Europejskim. Powiedział tam, że Europę zalewa śmieć ludzki, który nie chce pracować. Słowa te tak srogo wzburzyły pewną panią, że dostała ataku porównywalnego z fazą po Mocarzu:

faza

Jeśli mam być jednak szczery to nie te wypowiedzi nakłoniły mnie do podjęcia tematu imigrantów. Po prostu nie mogę dłużej zdzierżyć tych zakłamanych mediów, które manipulują przekazem i pokazują nam uchodźców jako agresywnych bojowników walczących z policją i demolujących autobusy. Na szczęście reporterzy Śmietnika Politycznego dotarli do prawdy. Okazuje się, że prawdę o naszych przyszłych gościach znają polskie dzieci, które swym kunsztem przewyższyły głupich dorosłych i spreparowały obrazki przedstawiające przyszłość Polski po fali imigracji:

charytonowicz

Piękny widok nieprawdaż? Szczęśliwe polskie dzieci z arabskim tatusiem, mamusia nieco w tle, ale widoczna i z uczesaną bródką. Sielanki nie mąci nawet karabin zamontowany na samochodzie. Zapewne jest na wodę i służy wyłącznie do zabawy. Uwagę przykuwają także półksięzyc i gwiazda na polskiej fladze. Powinniśmy uczyć się tolerancji od dzieci.

1605PNG_wqwsrse

Typowa polska impreza na basenie za parę lat. Mamusia z panem imigrantem zapewne pójdą zaraz do sypialni, a tatuś sobie posłucha, jak jego żona jest ubogacana kulturowo. Nie ma co jej się dziwić – ma do wyboru albo wysokiego mulata z sześciopakiem, albo niskiego chłoptasia, który szcześciopaka to co najwyżej obala wieczorem do meczu. Prosta sprawa.

446_w

Praca pod tytułem „Kupując kebaba osiedlasz Araba”. Łysi panowie, zapewne narodowcy, ochoczo kierują się bo budki z kebabem, gardząc zaściankowym schabowym i obciachowym bigosem. Przeciwnicy imigrantów zapewne uważają, że ta budka jest tylko przykrywką dla tajnej fabryki materiałów wybuchowych, ale za parę lat to myślenie się zmieni i będzie raj.

ad6e1e38a28dd043

Wyraźnie widać, że to praca małego mieszkańca Warszawy. Znak Polski Walczącej i pan Arab pokazujący znak Legii. Ewentualnie wpadł na jakiś genialny pomysł, brakuje tylko żarówki nad głową. Pani w środku reprezentuje postępowy Islam, który łaskawie pozwala na odkrywanie kobiecej twarzy. Dziewczynka po lewej jest zapewne owocem tego związku.

Schleich-Plaszczka-nakrapiana-figurka_Schleich,images_product,9,SLH-14557

Tego się nie spodziewałem, nawet Osama się załapał. Kłamliwe amerykańskie media ogłosiły, że nie żyje, a tu proszę – ukrywa się w Polsce. Zapewne jest tu po to, by upiększyć stolicę i uwolnić ją od pałacu kultury jakimś zamachem. Jeśli nie ma samolotu to polecam Air Korwin One, nawet pilot już jest…

Na blogu zostało użyte prawo cytatu i prawo satyry

PS. zapraszam na: Lajk

Granie na Dudzie

Minęło już pełne bilblijne 40 dni od dnia zaprzysiężenia nowego prezydenta. Co się zmieniło w Polsce? Przegraliśmy w nogę z Niemcami – za Bronka wygraliśmy. Mamy problem z imigrantami – za Bronka mieliśmy spokój. Ewelina Lisowska startuje w Tańcu z gwiazdami – za Bronka wkurzała tylko w reklamach, teraz wkurza jeszcze w tym programie. O Dorocie Welman reklamującej Lidla nawet nie będę wspominał. W skrócie: za Bronka było lepiej. Jedyna zmiana na lepsze to wywalenie Jarka Kuźniara do śniadaniówki – lepiej żeby gadał o robieniu jajecznicy, lub leczeniu hemoroidów niż o polityce. Tematykę Andrzeja Dudy poruszam, gdyż wczoraj cały Internet zawrzał niebywale po głupiej wpadce Moniki Olejnik:

andrjej

Biedna kobiecina nie ogarnęła, że to fotomontaż. Zresztą ostatnimi czasy nasza piękna stokrotka wyraźnie nie jest w formie. Awanturuje się z gościem przechwalając się swoim wykształceniem, kończy przedwcześnie wywiad ze Zbyszkiem Ziobrą, rzuca długopisem w Kamińskiego, a na koniec pokazuje cycki Kukizowi. Może gdyby prezenterka TV Republika stosowała takie chwyty, Paweł nie uciekłby ze studia przed końcem wywiadu.

Wróćmy do naszego nowego prezydenta i przyjrzyjmy się jego dotychczasowym osiągnięciom. Bez wątpienia jego największym życiowym sukcesem jest córka – pogromczyni Kasi Tusk. Tej drugiej planuję wysłać propozycję współpracy między naszymi blogami, ale na razie brakuje mi śmiałości. Andrzej zgodnie z zapowiedziami jest prezydentem aktywnym: pierwszego dnia po zwycięstwie wyborczym rozdawał kawę mieszkańcom Warszawy. Piękny gest z jego strony, ale ja o poranku wolałbym spotkać innego prezydenta, który zapewne wręczyłby mi inny trunek. Rozdawnictwo napojów jest  bardzo chwytliwe w naszej polityce, Ryszard Swetru na przykład rozdawał mieszkańcom stolicy półlitrowe butelki wody. Wspomnianemu wcześniej byłemu prezydentowi z pewnością nie odpowiadałby ani rozmiar butelki, ani jej zawartość. Janusz promował swój napój energetyczny, który nazwał KORWIN, ale z tego co wiem za darmo nie dawał, trzeba było płacić ciężki bilon. Drapieżny kapitalizm nie opuszcza prezesa, ale za prawą stronę mocy trzeba płacić, a za darmo to boli gardło.

Duda aktywnie poczyna sobie także w polityce zagranicznej. Odwiedził już trzy stolice i pogadał sobie po angielsku. Muszę przyznać, że zaimponował mi rozmową z Davidem Cameronem, którą prowadził BEZ TŁUMACZA. Wyobrażacie sobie któregoś z byłych prezydentów gadających płynnie po angielsku? Wałęsa by pewnie się jąkał, motał, a koniec by się oburzył: „jak pan śmie, mi który sam obalił komunę, po angielsku coś mówić???”. Aleksander to ewentualnie po rusku by się jakoś dogadał, naturalnie przy lampce jakiejś dobrej wódeczki. Lechu też miał problemy z obcymi językami, a szczególności z nazwiskami obcokrajowców, nie muszę chyba przypominać słynnych pochwał dla „Rokera Perejro” i „Leo Benhauera”. Bronisław też pokazał jak wymiata po angielsku w trakcie słynnej rozmowy z Obamą. Zresztą on akurat to miał problem też z polszczyzną, ale nie będę tego tematu rozwijał, bo ktoś powie, że mam bul dópy. Reasumując, na płaszczyźnie językowej punkt dla Andrzeja Dudy. Nawet Donek po korepetycjach nie wymiata tak po angielsku.

Jak nasz prezydent stoi na innych płaszczyznach? Na płaszczyźnie religijnej jak najlepiej – w końcu „uratował”  hostię, co moherowe berety poczytują za zapowiedź uratowania Polski. Babcie już nie skandują „Jarosław Polskę Zbaw”,  tylko „Andrzej Duda Uczyń Cuda”. Jak w tak krytycznej sytuacji zachowaliby się poprzedni prezydenci? Dwa Lechy pewnie podobnie jak Andrzejek, pozostali zapewne akurat ucinaliby sobie popołudniową drzemkę na słoneczku. Gorzej sprawy się mają jeśli chodzi o stosunki na linii prezydent – rząd. Duda i Kopacz nie podali sobie nawet ręki podczas obchodów na Westerplatte. Silny atak ze strony Platformy został wyprowadzony wczoraj, gdy prezydent w Anglii dość negatywnie odniósł się do sytuacji w kraju i tu akurat Andrzej traci u mnie punkt. Powiedział prawdę, ale powiedział ją poza granicami naszego państwa. Może i mówił do Polaków, ale tak  czy siak nie powinien krytykować Polski w świecie. Nie nazwałbym tego kompromitacją, ale z pewnością niezręczną i niepotrzebną wpadką, tym bardziej  że 15 sierpnia mówił  w Warszawie, że Polska jest piękna i się rozwija. Być może w jego szczerości jest metoda, ale takie wypowiedzi nie leżą w intersesie Polski na arenie międzynarodowej. Na szczęście po wyborach wszystko się zmieni…

Na blogu zostało użyte prawo satyry i prawo cytatu

Gwiazdy polskiej lewicy

Ostatnio jeden z czytelników zwrócił mi uwagę, że w przeglądzie warszawskich „jedynek” pominąłem kandydatkę Zjednoczonej Lewicy. Rzeczywiście pominąłem Barbarę Nowacką w  moim artykule, ale nie zrobiłem tego z błahych pobudek. Ta pani po prostu mnie przeraża! Zresztą nie wiem jak można się nie bać takiego złowrogiego spojrzenia:

635182486908815372

Zaprawde powiadam wam: wolałbym walczyć na  śmierć i  życie z Mikiem Tysonem, niż przeprowadzić rozmowę w cztery oczy z panią Barbarą. Bałbym się, że przewierci mnie swoim spojrzeniem, wyssie moją duszę, a na koniec zje moje niewinne serce. Apropos walki na śmierć i życie: na ringu bokserskim bałbym się bardziej chyba tylko Tigera Michalczewskiego, bo nie dosyć że by pobił, to by może coś gorszego zrobił. Wnioskuję tak biorąc pod uwagę jego nieskrywaną i nieskrępowaną sympatię do homoseksualizmu.

Zatem z tematu Barbary Nowackiej i homoseksualizmu przechodzimy do ogółu polskiej lewicy. W poprzednim odcinku zaniedbałem lewą stronę naszej rodzimej polityki, dlatego dziś skupimy się na tej wesołej, rozkrzyczanej gromadce. Przejrzymy najciekawsze osobistości i ocenimy, czy rzeczywiście są oni tak straszni jak ich prawica maluje. Czerwoną farbą naturalnie.

Leszek Miler

Czarodziej, a zarazem tytan polskiej lewicy. Trudno było mi zaczynać ten przegląd od innego człowieka. Złotousty, oczytany i zawsze kulturalny Leszek od lat steruje (jawnie lub niejawnie) Sojuszem Lewicy Demokratycznej. Jego notowania ostatnio spadły, głownie z powodu wyborczej klęski Magdaleny Ogórek. Miler podjął się ryzykownej gry, wystawiając do wyścigu o fotel prezydencki tą praktycznie nieznaną osóbkę. Rozmiar porażki był przytłaczający, szczególnie jeśli porównalibyśmy wynik Madzi z wynikiem Grzegorza Bernarda Napieralskiego w 2010 roku. Mimo wszystko Polacy powinni dziękować Leszkowi za wystawienie pani Ogórek do tych wyborów. Była ona bodaj jedynym kandydatem, którego plakaty nie budziły negatywnych emocji, a niektóre zawisły zapewne nad niejednym męskim łóżkiem. Śmieszny był też ból dupy feministek, którym z pysków zaczęła toczyć się piana, gdy młoda atrakcyjna kobieta pojawiła się w polityce. Jak ładna to musi być głupia? To dopiero szowinistyczne zachowanie drogie panie. Musimy je jednak troszeczkę zrozumieć, bo jeśli przyjrzymy się kobietom polskiej lewicy, rychło zauważymy dlaczego tak znielubiły Ogórka…

Joanna Senyszyn

Zdecydowana faworytka w rankingu na najbardziej irytujący głos polskiej polityki. Od jej pisku bardziej wkurzał mnie chyba tylko zachrypnięty ryk Bartoszewskiego. Senyszyn gada o dżender i edukacji seksualnej częściej niż Macierewicz o Smoleńsku i brzozie. Swego czasu wyprowadziła ona z równowagi Wojtka Cejrowskiego, który na jej wywody stwierdził, że „z głupkami się nie dyskutuje”. Jak na naszego słynnego katola-podróżnika to i tak łagodne określenie. Pani Joanna była też jedną z pierwszych działaczek lewicowych oburzonych startem Magdy Ogórek w wyborach. Faworytka Milera może i gadała bez większego sensu, ale dało się na nią patrzeć i słuchać bez poirytowania. Gdyby na jej miejscu była pani Joanna, musielibyśmy słuchać piszczenia o masturbacji uczniów podstawówek i zmianie płci. Jeżeli poruszyliśmy ten temat, trudno pominąć kolejną „grację”:

Anna Grodzka

Pierwsza transwestytka polskiego Sejmu, w niektórych kręgach znana bardziej jako Krzysztof Bęgowski. Weszła z hukiem na polską scenę polityczną i od razu zaczęła wywoływać skrajne emocje. Zmiana płci ma jednak swoje plusy, po pierwsze primo – więcej prezentów! Imieniny dwa razy w roku, dzień ojca, dzień matki, dzień dziadka i dzień babci. Po drugie primo – można bezkarnie włazić do damskiej toalety i robić koleżankom potajemnie zdjęcia. Zresztą kwestia organów płciowych Anki nie została definitywnie rozstrzygnięta, dlatego można pokusić się o coś więcej w tej toalecie. Po trzecie primo, ultimo – można stać się sławnym i wejść do parlamentu bez większych umiejętności. Najbardziej kąśliwie i bezlitośnie precedens ten skomentowała nasza ulubiona Myszka Mikke: „miejsce Grodzkiego jest w cyrku między kobietą z brodą a murzynem z takim 20 calowym…”. Biorąc pod uwagę fakt, że kobieta z brodą wygrała Eurowizję, a kilka tysięcy murzynów z 20 calowymi zmierza już do Polski z Bliskiego Wschodu, musimy się zastanowić czy Janusz nie jest prorokiem. Powinien wyruszyć do Syrii, zmienić nazwisko na „Jonasz Koran-Mekka” i propagować wolny rynek wśród dżihadystów. Wspomniany pan często debatował w różnych programach z trzecią i ostatnią w tym przeglądzie gracją polskiej lewicy, czyli:

 Kazimiera Szczuka

Najmocniejsze ogniwo polskiego feminizmu. Swego czasu udawała, że ma tytuł doktorat – zupełnie jak Kwachu, gdy udawał że ma maturę. Niestety sprawa się rypła, ale to nie zaszkodziło jej w kontynuowaniu kariery w środowiskach feministycznych, a później także w  Ruchu Palikota. Łatwo ją zdyskryminować: wystarczy puścić ją pierwszą w drzwiach, albo pocałować w dłoń. Kazia jest jednak osobą wyjątkową na moim blogu, ponieważ to od niej po raz pierwszy usłyszałem określenie „śmietnik polityczny”. Słowa te padły w programie Moniki Olejnik, gdzie pani Szczuka walczyła o głosy młodego elektoratu z Przemkiem Wiplerem. Feministka nazwała wypowiedzi Korwina-Mikke śmietnikiem politycznym, ale jego wierny uczeń i zarazem jedyny poseł partii KORWiN odparł, że śmietnikiem politycznym jest:

Janusz Palikot

Drugi po Korwinie prawdziwy „Janusz polityki”. Karierę zaczynał w Platformie, ale pożarł się z Donkiem, złożył mandat i założył własny ruch – Ruch Palikota, później przemianowany na Twój Ruch. Zwolennicy Palikota śmieli się z Korwina, że ma Alzheimera, bo co chwile zakłada nowe partie, a na koniec nazwał swoje ugrupowanie własnym nazwiskiem, by pamiętać że to jego, ale ten drugi Janusz też trochę poskakał po różnych partiach. Zresztą gdyby przyjrzeć się obu tym panom, można dostrzec wiele podobieństw, mimo pozornej gigantycznej różnicy światopoglądowej. Obaj słyną z kontrowersyjnych wypowiedzi, obaj przyciągają do siebie młody elektorat, obaj popierają legalizację trawy, w końcu obaj nienawidzą obecnej „bandy czworga” – PO, PiS, PLS, SLD. Może czas połączyć siły, zdobyć władzę i… rzucić się na siebie, gdy inni wrogowie zostaną wyeliminowani ze sceny politycznej. W ostatnich czasach nawet lewaki  masakrują lewaków, więc wszystko się może zdarzyć, jak to swego czasu śpiewała Anita Lipnicka.

d54a98e1d04d63037259ecbf0fd2d503,640,0,0,0

Armand Ryfiński

To właśnie ten pan zwany „lewakiem” zaczął masakrować lewaków w Sejmie i w Internetach. Ostatnio kłócił się z Kidawą-Błońską i został wykluczony z dalszych rozmów. Mało tego, dodał nawet post w grupie „Masakrujemy lewaków” na fejsie. Niedługo się okaże, że to on podpalił tęczę w 2013 roku i że to on potajemnie zawiesił krzyż w Parlamencie. Wcześniej Ryfiński zasłynął swoim super młodzieżowym, zajebiaszczym spotem do eurowyborów, kiedy to startował z połączonych list Ruchu Palikota i Europy+. Zresztą ogólnie cała kampania w wykonaniu tej pokracznej koalicji miała być nowoczesna i na luzie, ale wyszło sztucznie, a czasami żałośnie. Brakowało tylko Alka palącego trawę, Palikota przyjmującego komunię świętą i Szczuki całującej się z mężczyzną. Ewentualnie Grodzkiej całującej się z mężczyzną.

Piotr Szumlewicz

Lewicowy redaktorek, który teraz postanowił się na poważnie zabawić w politykę. Zabłysnął inteligencją, gdy stwierdził, że ubóstwo powino zostać zniesione ustawą. Szumi jest postacią często zapraszaną do rozmaitych programów publicystycznych, gdzie najczęściej ściera się ideowo z konserwatystami. Często zdarzają mu się słowotoki na wizji, a przerywanie wypowiedzi swych oponentów to jego sprawdzona taktyka na wygranie dyskusji. No dobra, czepiam się – jak mamy mieć wysoki poziom dyskusji w programach publicystycznych, skoro poziom prowadzących często jest gnojowy? Gozdi swego czasu nie ogarnęła, że Roman Dmowski nie żyje, albo po prostu nie znała typa. Ileż to razy prowadzący programy publicystyczne jawnie stają po jednej ze stron dyskusji olewając zupełnie bezstronność i obiektywność? Na tle tak prowadzonego  dziennikarstwa Szumi wcale się nie wyróżnia, a być może nawet kiedyś dochrapie się nagrody od Newsweeka.

CJ-GTASA

Krystian Legierski

Wbrew obiegowej opinii to nie Robert Biedroń był pierwszym jawnym gejem wybranym w wyborach powszechnych. Dzieła tego dokonał w 2010 roku właśnie Krystan Legierski. Pan ten jest także jawnym zwolennikiem adopcji dzieci przez pary homoseksualne, więc widzać że nie jest zbyt rozgarnięty. Pogląd ten nie jest zbyt popularny w naszym kraju, dlatego nie dziwie się, że kiedyś został pogoniony na Marszu Niepodległości. Co on w ogóle tam robił? Nie dało się z Bronkiem i jego przydupasami w marszu prezydenckim przejść? Patrząc na jego karnację, stosunek do chrześcijaństwa i w końcu brak elementarnego ogarnięcia sytuacji w Polsce, można spekulować, że Krystian oprócz imienia i nazwiska z naszym krajem ma niewiele wspólnego. Może uciekł z Bliskiego Wschodu zanim to było modne…

Na blogu zostało użyte prawo cytatu i prawo satyry 

Przegląd „jedynek” w Warszawie

Wybory parlamentarne nadchodzą wielkimi krokami. Platformersi pakują manatki, a Pisowcy przebierają nóżkami nie mogąc doczekać się upragnionych stołków. Większość list wyborczych została upubliczniona  i oczywiście nie obyło się bez zaskoczeń. Miejsca na liście partii rządzącej nie znalazł znany euroentuzjasta Paweł Zalewski. Znaleźli je za to Ludwik Dorn, zwany niegdyś „trzecim bliźniakiem”, czy Roman Giertych, czyli dawny lider super partii LPR i koalicjant PiS-u w pamiętnych latach 2005-2007. Spore poruszenie w mediach wywołało także wykopanie z list Zjednoczonej Prawicy takich osobistości jak Jacek Kurski, Marcin Mastalerek, czy Paweł Kowal. Każdy z tych jegomościów swego czasu zabłysnął w mniejszym lub większym stopniu. Kurski pomógł Lechowi Kaczyńskiemu wygrać wybory prezydenckie rzutem na taśmę, wywołując słyną aferę pod hasłem „dziadek z Wehrmachtu”. Niestety pan Jacek ośmielił się kiedyś skrytykować prezesa Kaczyńskiego i zapłacił za ten błąd wysoką cenę. Mastalerek był natomiast jednym z architektów medialnego wizerunku Andrzeja Dudy. Sam popełniał pewne gafy jak w TVP Info, gdzie nie wytrzymał nerwowo podczas rozmowy z Piotrem Kraśką oraz wspomnianym wcześniej Pawłem Zalewskim i opuścił studii w trakcie programu. Wpadkę tą mu wybaczono, a niektóre kręgi nawet chwaliły posła za jego stanowczość i przyznały, że jego zachowanie było właściwe. Oficjalny powód absencji pana Marcina na listach ZP jest nieznany, jednak chodzą plotki o tym, że raz publicznie nie odebrał telefonu od prezesa. Podobno Mastalerek był także skonfliktowany z Antonim „Czarną Skrzynką” Macierewiczem, a starcia politycznego z takim tytanem PiS-u wygrać po prostu nie mógł. Być może kiedyś ośmielił się poddać pod wątpliwość teorię o trotylu, strzałach na lotnisku, czy pancernej przeciwlotniczej brzozie. Ostatnim z wielkich nieobecnych na listach obozu pisowskiego jest Paweł Kowal. Brał on swego czasu udział w słynnej rozmowie z Moniką Olejnik i Januszem Korwinem-Mikke, gdzie padły pamiętne słowa o tym, że zawsze się troszeczkę gwałci i nie ma dowodu na to, aby Hitler wiedział o holokauście. To ostatnie stwierdzenie tak mocno poruszyło pana Kowala i jego polityczne zaplecze, że pozwali Korwina do sądu. Teraz pan Paweł został na lodzie i w akcie desperacji próbował dopisać się na listy PO, ale został spławiony.

Dość już jednak o wyrzutkach, czas skupić się na ludziach, którzy kreowali te listy. Tak się jakoś złożyło, że liderzy partyjni zatrzymali dla siebie pierwsze miejsca na listach wyborczych w Warszawie. Zapowiada nam się zatem tytaniczne starcie prawdziwych bossów polskiej sceny politycznej. Ostatnie tak ciężkie walki na ulicach stolicy miały miejsce chyba w sierpniu ’44, ewentualnie na ostatnim Marszu Niepodległości. Rzućmy zatem okiem na tych herosów i zobaczmy co oferują.

ZJEDNOCZONA PRAWICA – JAROSŁAW KACZYŃSKI

Prezes Prawa i Sprawiedliwości przez złośliwych zwany „97 ofiarą katastrofy smoleńskiej”. Po owej tragedii następowało stopniowe sakralizowanie tego człowieka, niektórzy spodziewali się nawet jego kanonizacji za życia. Obecnie zbliża się on do władzy dyktatorskiej w swojej partii, a nawet w całej koalicji Zjednoczonej Prawicy. Mimo wszystko okazał się dobrym taktykiem, kiedy zrozumiał, że na czas kampanii wyborczej musi ukryć się w szafie razem z Macierewiczem. Duda został prezydentem, straSzydło prawdopodobnie zostanie premierem, a kim w tej konstelacji zostanie Jarek? Miejmy nadzieję, że te wszystkie teorie przedstawiające prezesa jako „władcę marionetek” okażą się nieprawdziwe. Kaczafi skompromitował się raz na Ukrainie, gdzie ponoć wznosił banderowskie okrzyki i niepotrzebnie stanął obok Kliczki, bo przy jego wzroście i posturze wyglądał co najmniej groteskowo. Nasi politycy lubią jednak odwalać różne dziwne akcje na Ukrainie. Zaczynając od pijanego Kwaśniewskiego, poprzez Kurskiego robiącego selfie na Majdanie, do Bronka który oberwał jajem i twierdził, że nic przecież się nie stało. Nic się też zapewne nie stało, gdy Ukraińcy ogłosili Banderę bahaterem narodowym od razu po wizycie Komora w Kijowie. Wracając do Jarka – może czas na emeryturkę panie prezesie? Przekazać stery młodszym, kupić nowego kotka i olać politykę. Marzenie o byciu drugim Piłsudskim już się raczej nie spełni…

PLATFORMA OBYWATELSKA – EWA KOPACZ

Ustępująca powoli pani premier od czasu porażki Bronka usiłuje poprawić wizerunek PO w mediach. Problem w tym, że robi to jeżdżąc pociągami i zaglądając ludziom do talerzy. Wygląda to tak sztucznie i nienaturalnie jak Alek udający trzeźwego w Charkowie. Mamy nagle uwierzyć, że Ewka jeździ do roboty autobusem, a w wolnych chwilach wizytuje święto ziemniaka w jakiejś pomniejszej wiosce? Zresztą sprawa się rypła, gdy pani premier pojechała do Gdańska pociągiem, a po cichu wysłano po nią pusty samolot z Warszawy. To nawet jak Korwin latał po Polsce swoją awionetką to tankował ze swoje, albo zebrane od zwolenników pieniądze. Lipa była też w Smoleńsku, gdzie okazało się, że wbrew nazwisku z pani Ewy to słaby raczej kopacz. Miała przekopać ziemie na metr w głąb, ale coś chyba poszło nie tak skoro jeszcze po roku od katastrofy odnajdowano szczątki ofiar. Podobne poczynania pani Ewy sprawiły, iż nawet najbardziej zacieki wrogowie Tuska musieli w końcu przyznać, że jednak można mieć gorszego premiera. Patrząc na jej piękne sfotoszopowane zdjęcie na okładce Vivy, mogę polecić karierę fotomodelki. Najwyżej pożyczy się nieco botosku od Natalii Siwiec…

KUKIZ ’15 – PAWEŁ KUKIZ

O naszym polskim ciasteczku Cookies napisałem nieco w poprzednim odcinku, dlatego tu postaram się nie rozpisywać. Jaki jest Paweł każdy widzi: antysystemowiec, zwolennik JOW-ów i właściwie tyle. Jego ugrupowanie miało rozwalić polską scenę polityczną, jednak okazało się ono dziwnym zbiorowiskiem ludzi od narodówców pokroju Winnickiego, czy Bosaka do zwolenika legalizacji trawy i dawnego ziomka Palikota, czyli Piotra Liroya Marca. Niemniej jednak ciężko jest nie darzyć tego gościa pewną sympatią, a już na pewno nie można mu zarzucić fałszywości. Znakomity wynik w wyborach prezydenckich otworzył przed nim nowe perspektywy, ale coś poszło nie tak i teraz trzeba będzie walczyć o każdy punkt procentowy. Nie wiadomo jak na jego notowania wpłynie rozwód polityczny z niedawnym „sojusznikiem”, czyli panem który się zwie:

KORWIN – JANUSZ KORWIN-MIKKE

Co by o Januszu nie gadać, trzeba przyznać że jest jedną z najbarwniejszych postaci w polskiej polityce. Niektórzy nazywają go „człowiekiem-karuzelą”, bo nie da się z nim nudzić, ale nie da się też zbyt długo z nim wytrzymać. Bezapelacyjny KRUL Internetów słynie z ostrego języka i ciętych ripost, których nie powstydziłby się nawet legendarny Wujek Staszek, Mistrz Ciętej Riposty. Wiemy też, że w łazience zamiast papieru toaletowego ma podręczniki do WOS-u, z których wydziera kartki, by się podetrzeć. Janusz mimo podeszłego wieku nie zaprzestaje prokreacji i w pocie czoła płodzi swoich nowych wyborców. Podobno był on inspiracją dkla Majki Jeżowskiej, gdy tworzyła „Wszystkie dzieci nasze są”. Zresztą jego zdaniem poglądy polityczne mogą przenosić się z mężczyzny na kobietę razem z nasieniem, więc robiąc kolejne dziecko zyskuje aż dwóch wyborców: matkę i potomka. Jego wypowiedzi są istną kopalnią kultowych tekstów powtarzanych z uporem przez gimnazjalistów. Gdyby wybory do Sejmu były prowadzone w szkołach średnich Korwin miałby zwycięstwo jak w banku. A co by się stało, gdyby Janusz i jego zaplecze zdobyliby władzę? Nic wielkiego, zlikwidowaliby tylko parę rzeczy w państwie: podatek dochodowy, darmową służbę zdrowia i edukację, a także zasiłki. Według niego ludzie płaciliby niższe podatki, więc byliby dostatecznie zamożni, by opłacić prywatnego lekarza i nauczyciela. Nie wierzysz w to? To jesteś nikczemnym, plugawym, zakłamanym lewakiem, który chce tylko żreć i żyć jak ru-ru-ru-rurkowce ! ! !

ryszard_swetru_2015-06-03_20-53-37

NOWOCZESNA.PL – RYSZARD PETRU

Lider nowej „wolnorynkowej” partii, w Internetach bardziej znany jako „Ryszard Swetru”. Postać stosunkowo nowa i mało znana, ale przebojowo wdarła się na polską scenę polityczną zdobywając w pierwszym sondażu aż 11%. Było to równie prawdziwe jak wspomniane wcześniej występy Ewy Kopacz w komunikacji miejskiej. Polska scena polityczna średnio polubiła Ryśka, sprzeciw wobec niego dochodził od lewa czyli Palikota, przez kukizowe centrum, aż do prawicy reprezentowanej przez Przemka Wiplera. Możnaby powiedzieć: „jak go wszyscy nie lubią to może robi dobrze”. Niestety wszystko wskazuje na to, że partia pana Swetru to pokraczne dziecko Balcerowicza i Belki z młodą atrakcyjną twarzą Ryśka. Niektórzy twierdzą, że Nowoczesna.pl to furtka ewakuacyjna na wypadek zatonięcia Platformy. W każdym razie Swetru zaangażował się w promowanie JOW-ów, co jeszcze bardziej komplikuje sytację. Pożyjemy, zobaczymy co on kombinuje…

Na blogu zostało użyte prawo satyry i prawo cytatu

tereferendum

Wczoraj spełnił się największy koszmar Pawła Kukiza… Czy zespół Piersi wydał bez niego kolejny hicior? Czy akcyza na wódkę została podwojona? Czy okazało się, że tutaj jednak nie jest jak jest? Nic z powyższych, po prostu niedzielne referendum firmowane niejako twarzą Kukiza przyciągnęło do urn mniej więcej tylu Poalków ilu melomanów przyciągnęła do sklepów muzycznych ostatnia płyta Michała Wiśniewskiego. Innymi słowy klapa, lament i zgrzytanie zębów. Nawet płyta Wiśniewskiego wypada lepiej na tle referendum, bo nie kosztowała podatników 100 milionów złotych. Niską frekwencję podobno jako pierwszy skomentował jedyny prezydent Polski, który przetrwał na stołku dwie kadencje:

Komentarz największego z woJOWników był poważniejszy, wręcz patetyczny:

kukiz

Triumf reżimu partyjnego? Zdaje sobie sprawę, że dla pana Pawła reżim partyjny to cały obecny system, ale jeśli mamy być ściśli to reżimem jest władza, a władzę w naszym kraju sprawuje obecnie Platforma, która popiera konsekwentnie JOW-y od kiedy Bronek przegrał pierwszą turę wyborów prezydenckich.  Co więcej, za JOW-ami opowiedział się także Ryszard Petru, lider partii Nowoczesna.pl, uważanej powszechnie za przybudówkę PO, albo barkę ratunkową dla peowców na wypadek zatonięcia Platformy. Jedyną partią, która oficjalnie namawiała do zbojkotowania referendum i zostania w domu była partia KORWiN, którą ciężko określić mianem „reżimu partyjnego”. Nie da się raczej wciągnąć w to także Janusza Palikota, który od tygodni kręcił się przed kamerami z brodą i w koszulce „NIE DLA JOW”. Biorąc pod uwagę fakt, iż Platforma miała jednomandatowe okręgi wyborcze w nosie, a poparcie Bronka dla tej idei było tylko grą przedwyborczą mającą na celu przejęcie elektoratu Kukiza przed drugą turą, mogę śmiało stwierdzić, że klapa referendalna nie była triumfem reżimu partyjnego tylko osobistą klęską Pawła Kukiza i w mniejszym stopniu pana Petru.

Piosenkarz nie schodzi jednak z tonu i odgraża się: „Za 7 tygodni weźmiemy odwet na Systemie”. Mógłbym wiedzieć w jaki sposób chcecie tego dokonać mając poparcie na poziomie około 6%? Może poprzez wprowadzenie do Sejmu Piotra „Liroya” Marca, czyli gościa który jeszcze niedawno współpracował z antyklerykalnym Palikotem? A może liczycie na koalicję z PiS-em i dojście do władzy? Niestety dla pisiorów o wiele wygodniejszym koalicjantem będzie PSL, który zadowoli się 2-3 ministrami i będzie siedział cicho. A zanosi się na taką kolalicję, bo z ust ludowców coraz częściej wypływają pochwały w kierunku prezydenta Dudy, czy akty poparcia dla pomysłów Prawa i Sprawiedliwości. Mimo wszystko życzę z całego serca powodzenia Pawłowi Kukizowi, gdyż uważam że powinien zasiąść w Sejmie. Moim zdaniem musi on jednak nieco wyluzować i nie dawać się ponieść emocjom, jak podczas ostatniego swego wywiadu w TV Republika.

Przyjęło się mówić, że sukces ma wielu ojców, a porażka jest sierotą. W  przypadku porażki referendalnej jest inaczej – ma ona 59 ojców. Oprócz Kukiza, który niejako wypromował iddę JOW, do grona winnych należy zaliczyć także prezydenta Komorowskiego, który wyszedł z propozycją referendum oraz 57 senatorów, któzy tą propozycję przyjęli. Piosenkarz i senatorowie pewnie jakoś wymiksują się od odpowiedzsialności, więc jedynym winowajcą pozostanie poczciwy Bronek. Wtedy pozostanie nam sparafrazować słynne słowa Kazika Staszewskiego i głośno wykrzyczeć: „Bronisław dawaj nasze sto milionów”.

Na blogu zostało użyte prawo cytatu i prawo satyry